środa, 10 października 2012

Możesz stać się dla kogoś całym światem - Październik - miesiąc adopcji starszych psów


   Czasami odwiedzam krakowskie schronisko dla zwierząt, widok tylu wspaniałych psiaków spragnionych własnego ciepłego kąta i dotyku ludzkich rąk naprawdę chwyta za serce. Wiem, że wiele z nich prędzej czy później trafi do domów, jednak czas oczekiwania na to doniosłe wydarzenie jest różny. Łzy cisną mi się do oczu gdy patrzę na te psy, które nie mogą zbyt długo czekać bo nie zostało im wiele czasu a to one właśnie najbardziej domu potrzebują . Niestety, mają na to najmniejsze szanse... Jeśli kilkunastoletni pies, który większość życia spędził na kanapie, otoczony czułą opieką ukochanej pani lub pana trafia nagle z jakiegoś powodu do azylu to jest to dla niego niewyobrażalny szok. Właśnie teraz gdy najbardziej potrzebuje troski i poczucia bezpieczeństwa zostaje sam. U starego psa zdolność przystosowania się do nowych (zwykle gorszych!) warunków jest znacznie niższa niż w przypadku młodych zwierząt. Taki psi emeryt, który traci właściciela i trafia do obcego, niewielkiego boksu przepełnionego innymi czworonogami często popada w rezygnację i przepełniony smutkiem wegetuje do końca swoich dni. Jest mała szansa, że ktoś z setek psów, różnej maści, wielkości, w różnym wieku wybierze sobie właśnie takiego staruszka. Dlaczego mogąc przygarnąć młodego, wesołego i zdrowego psiaka miałby wybrać takiego, z którym niedługo będzie musiał się rozstać, który nie będzie energicznym towarzyszem długich wycieczek, który ma problemy ze zdrowiem (a to oznacza koszty leczenia) itd.  Wielokrotnie słyszałam zdania typu „bo wie pani, nie chcę brać starszego psa bo on niedługo odejdzie a ja kocham zwierzęta i strasznie takie rzeczy przeżywam...”. Może jednak warto czasami odłożyć własny egoizm na półkę, nie zastanawiać się „po co mi taki pies?” a za to pomyśleć, że my możemy zrobić coś dla niego, to właśnie my możemy być jedyną szansą dla takiego psa!

   Takie myśli kłębiły mi się w głowie gdy przechodziłam wzdłuż schroniskowych boksów w pewien grudniowy dzień zeszłego roku. Z nieba padał śnieg z deszczem, pogoda zachęcała raczej do spędzania dnia pod kołdrą z kubkiem gorącej herbaty niż do spacerów. Przemoknięte i osowiałe psy szukały schronienia wewnątrz budynku na chwilę tylko wyglądając na wybiegi by załatwić potrzeby fizjologiczne. Tylko jeden pies leżał na mokrym i zimnym betonie nie zważając na padający wprost na niego deszcz i roztapiające się na jego sierści pojedyncze płatki śniegu. Było mu wszystko jedno... Po prostu nie mogłam go tak zostawić, przejść obok i wrócić do ciepłego domu z myślą że on tam został i jeszcze parę tygodni minie zanim przestanie marznąć już na zawsze...


  Tak trafił pod mój dach Toto, niewielki bo zaledwie kilkukilogramowy kundelek. Jego wiek w schronisku oceniono na ponad 15 lat, w chwili adopcji był ślepy, głuchy, miał chore serduszko, nadciśnienie i problemy z oddychaniem. Dzięki lekom i dobrym warunkom już po kilku tygodniach jego oddech się ustabilizował, odzyskał słuch i radość życia. Pomimo ślepoty świetnie sobie radzi, szybko nauczył się układu sprzętów w moim pokoju i zgrabnie je omija, gdy słyszy szelest worka z karmą jest pierwszy przy misce, jest też mistrzem odnajdowania najwygodniejszych miejsc do leżenia. Pewnego dnia zaskoczył mnie wdrapując się na łóżko gdzie radośnie ułożył się do spania. Wydaje mi się, że z miesiąca na miesiąc młodnieje, coraz żwawiej przemierza ogródek, gdy się go zawoła wesoło truchta z najdalszego zakątka trawnika i machając ogonkiem doprasza się o wzięcie go na ręce, uwielbia pieszczoty i dzielnie znosi wszystkie zabiegi pielęgnacyjne. 

  Toto nie pójdzie ze mną na wycieczkę w góry, nie odstraszy niepożądanych gości, nie będzie biegać za piłką, nie wystartuje w konkursach posłuszeństwa lub agility ani nie zachwyci swą urodą moich znajomych ale to ciepło w sercu jakie wywołuje jego uśmiechnięty pyszczek jest bezcenne...