Czasami odwiedzam krakowskie
schronisko dla zwierząt, widok tylu wspaniałych psiaków spragnionych własnego
ciepłego kąta i dotyku ludzkich rąk naprawdę chwyta za serce. Wiem, że wiele z
nich prędzej czy później trafi do domów, jednak czas oczekiwania na to doniosłe
wydarzenie jest różny. Łzy cisną mi się do oczu gdy patrzę na te psy, które nie
mogą zbyt długo czekać bo nie zostało im wiele czasu a to one właśnie
najbardziej domu potrzebują . Niestety, mają na to najmniejsze szanse... Jeśli
kilkunastoletni pies, który większość życia spędził na kanapie, otoczony czułą
opieką ukochanej pani lub pana trafia nagle z jakiegoś powodu do azylu to jest
to dla niego niewyobrażalny szok. Właśnie teraz gdy najbardziej potrzebuje
troski i poczucia bezpieczeństwa zostaje sam. U starego psa zdolność
przystosowania się do nowych (zwykle gorszych!) warunków jest znacznie niższa
niż w przypadku młodych zwierząt. Taki psi emeryt, który traci właściciela i
trafia do obcego, niewielkiego boksu przepełnionego innymi czworonogami często
popada w rezygnację i przepełniony smutkiem wegetuje do końca swoich dni. Jest
mała szansa, że ktoś z setek psów, różnej maści, wielkości, w różnym wieku
wybierze sobie właśnie takiego staruszka. Dlaczego mogąc przygarnąć młodego,
wesołego i zdrowego psiaka miałby wybrać takiego, z którym niedługo będzie
musiał się rozstać, który nie będzie energicznym towarzyszem długich wycieczek,
który ma problemy ze zdrowiem (a to oznacza koszty leczenia) itd. Wielokrotnie słyszałam zdania typu „bo wie
pani, nie chcę brać starszego psa bo on niedługo odejdzie a ja kocham zwierzęta
i strasznie takie rzeczy przeżywam...”. Może jednak warto czasami odłożyć własny
egoizm na półkę, nie zastanawiać się „po co mi taki pies?” a za to pomyśleć, że
my możemy zrobić coś dla niego, to właśnie my możemy być jedyną szansą dla
takiego psa!
Takie myśli kłębiły mi się w
głowie gdy przechodziłam wzdłuż schroniskowych boksów w pewien grudniowy dzień
zeszłego roku. Z nieba padał śnieg z deszczem, pogoda zachęcała raczej do
spędzania dnia pod kołdrą z kubkiem gorącej herbaty niż do spacerów.
Przemoknięte i osowiałe psy szukały schronienia wewnątrz budynku na chwilę
tylko wyglądając na wybiegi by załatwić potrzeby fizjologiczne. Tylko jeden
pies leżał na mokrym i zimnym betonie nie zważając na padający wprost na niego
deszcz i roztapiające się na jego sierści pojedyncze płatki śniegu. Było mu
wszystko jedno... Po prostu nie mogłam go tak zostawić, przejść obok i wrócić
do ciepłego domu z myślą że on tam został i jeszcze parę tygodni minie zanim
przestanie marznąć już na zawsze...
Tak trafił pod mój dach Toto, niewielki bo
zaledwie kilkukilogramowy kundelek. Jego wiek w schronisku oceniono na ponad 15
lat, w chwili adopcji był ślepy, głuchy, miał chore serduszko, nadciśnienie i
problemy z oddychaniem. Dzięki lekom i dobrym warunkom już po kilku tygodniach
jego oddech się ustabilizował, odzyskał słuch i radość życia. Pomimo ślepoty świetnie
sobie radzi, szybko nauczył się układu sprzętów w moim pokoju i zgrabnie je
omija, gdy słyszy szelest worka z karmą jest pierwszy przy misce, jest też
mistrzem odnajdowania najwygodniejszych miejsc do leżenia. Pewnego dnia
zaskoczył mnie wdrapując się na łóżko gdzie radośnie ułożył się do spania.
Wydaje mi się, że z miesiąca na miesiąc młodnieje, coraz żwawiej przemierza
ogródek, gdy się go zawoła wesoło truchta z najdalszego zakątka trawnika i
machając ogonkiem doprasza się o wzięcie go na ręce, uwielbia pieszczoty i
dzielnie znosi wszystkie zabiegi pielęgnacyjne.
Toto nie pójdzie ze mną na
wycieczkę w góry, nie odstraszy niepożądanych gości, nie będzie biegać za
piłką, nie wystartuje w konkursach posłuszeństwa lub agility ani nie zachwyci
swą urodą moich znajomych ale to ciepło w sercu jakie wywołuje jego
uśmiechnięty pyszczek jest bezcenne...
Poruszająca historia. Cudownie, że go przygarnęłaś.
OdpowiedzUsuń(PS. Bardzo ciekawy blog:))
Kocham Cię za to, jaka jesteś!
OdpowiedzUsuń